Zmiana pracy



Kariera. Wyścig szczurów. Korporacyjna atmosfera. Szybciej. Więcej. I zapomnij o własnych pomysłach. Zaprzedaj własne wartości. Badź jednym z nas. Zimnym automatem.

Poznałam bardzo dobrze. Obserwowałam proces upadania ludzi. Przychodzili z otwartymi umysłami. Pełni entuzjazmu. Po 2 latach. Już zupełnie zaprogramowani na lęk. Odarci z własnych soków. Stawali się cyborgami. Co niestety przekłada się na reszte życia. Brak energii. Frustracje. Psychika tak zbyt długo nie podoła.

Istnieje taka legenda, że współczesne korporacje powstają na miejscach zagłady jeńców. To współczesne obozy koncentracyjne.
Żelazny. Odczłowieczony świat. Odnaturzony. Też tam byłam.

I przyszedł na mnie czas. Na szczerą rozmowę ze sobą. Ile jeszcze jestem w stanie tak funkcjonować? Czy nadal chce oddychać tą atmosferą? Czy to jest dla mnie dobre? Co w zamian? Wiedziałam, że tak dalej być nie nie może. Moje ciało w tamtym miejscu dostawało duszności. I to nie było zabawne. Tylko w tamtym mejscu.


Nie wiedziałam jeszcze wtedy co będę robić dalej. Jedyne co wiedziałam, to, że tam już nie.  Kropka.
I pamiętam jak dziś moment ulgi, kiedy dopuściłam do siebie myśl, że odchodzę.
Jak udało mi się nie stracić  tej prawdziwej cząstki we mnie? Znaczna cześć mnie była mocno nieszczęsliwa. Jedyne co mnie tam trzymało to kilka życzliwych osób i regularne wpływy finansowe. Ale moja dusza upominała się o swoje właśnie tym poczuciem dyskomfortu.
Po odejściu potrzebowałam czasu. Aby złapać na nowo energię. Aby dalej się przekwalifikować. Spojrzenie psychologiczno humanistyczne ciągle u mnie było żywe. I przypominało co mam robić. Wiedziałam również , że jest we mnie potrzeba głebokiej pracy z człowiekiem. Tradycyjna psychologia wydawała mi się powierzchowna. W końcu pisząc pracę dyplomową wahałąm się pomiędzy tematem stresu, a motywacji. Wybrałam motywację. Dla mnie bardziej pozytywna i otwierająca furki.

To był proces. Długi. I dziś myśle sobie, że dostałam prezent. Który był zapakowany w problem i niewiadomą.
Zaufałam sobie. Choć nie wiedziałam jak. Którędy. Ale gdzieś tliła się ta iskierka prawdy. To światełko w tunelu, które mnie wiodło. Krok po kroku.
Właściwie to ciągle jestem w drodze. Od 2012 zaczęłam na serio wykonywać sesje terapeutyczne. Wcielać w życie to, co zawsze we mnie grało. I ciągle praca z ludźmi rodziła potrzebę sięgania głebiej. Widzenia większych podoosobowości i jak one w nas pracują. I przychodzili ludzie najczęściej w trakcie zmian. Dużych. Życiowych.
Z podobnym wypaleniem
Tak przez jakiś czas jest punkt zero, w którym stare dogasa. Nowe jeszcze się nie wykrystalizowało.
Ale warto go przeczekać.
Wiele razy opowiadałam tę historię. Jak to dobrze, że uwierzyłam sobie. A nie systemowi. Dziś zrobiłabym tak samo.

Kiedy  przychodziła pora na zmianę robiło się męcząco, upierdliwie. To znak, że już płomień i moja wibracja nie współgrała z tym co przestarzałe. Pora była na nowe doświadczenia.
Życie w ten sposób wyrywało mnie ze starego  w nowe.
Tam gdzie już nie ma iskry to znak, że to już nie działa.
Życie dba o to, aby być w ruchu.
Wszelkie poświęcanie siebie nigdy nie przynosi zdrowych rezultatów.
Jest autodestrukcją.
Nowy świat dba o dobrobyt najpierw swój. Najpierw wypełnisz swoje naczynie. I potem taki wypełniony idziesz do ludzi.


*********************************


Możesz wesprzeć moją twórczość. 

Blik Ing Justyna  Anna Zięba 502731601



**********************************************
Przyjmuje zapisy na sesje.